Komando meteo

Print Friendly, PDF & Email

Janusz ROSZKOWSKI


Artykuł zamieszczony dzięki
uprzejmości czasopisma Przegląd

Majowa kapitulacja Wehrmachtu w 1945 r. oznaczała upadek III Rzeszy, ale, jak się okazuje, ostatnia jednostka armii Hitlera złożyła broń dopiero cztery miesiące później, we wrześniu, i to gdzie! Na wyspie położonej blisko bieguna północnego, w północno-wschodniej części Spitsbergenu.

Był to oddział opatrzony kryptonimem “Haudegen”, wprawdzie niewielki, ale wykonywał zadania o bardzo znaczącej militarnie wadze: to jednostka meteorologiczna, dostarczająca siłom morskim, powietrznym i lądowym Niemiec informacji umożliwiających trafne przewidywania pogodowe, pozwalające sztabom dostosować plany bitewne i logistyczne do najbardziej sprzyjających warunków atmosferycznych. Owa jednostka to 11 wyspecjalizowanych żołnierzy pod dowództwem kpt. dr. Wilhelma Dege (od jego nazwiska pochodziła nazwa jednostki). To dzięki ich prognozom wybrany został trafnie moment rozpoczęcia ostatniej ofensywy Hitlera, tej w Ardenach – przewidziano wtedy bowiem niski pułap chmur utrudniający operację dominującego już w powietrzu lotnictwa alianckiego przeciwko czołgom niemieckim. Nie tak dawno dwaj członkowie jednostki “Haudegen”, ludzie już bardzo leciwi, wylądowali na miejscu, gdzie we wrześniu 1945 r. poddali się kapitanowi norweskiego kutra myśliwskiego. Po 60 latach zastali ukryty wśród skał, nieźle zachowany jeszcze, składany drewniany barak, który kiedyś był ich domem i zarazem arktyczną stacją meteorologiczną Wehrmachtu.

Sentymentalna podróż starszych panów przywróciła w Niemczech pamięć (relacje prasowe, zapisy kronikarskie, dokumentacja telewizyjna) o jeszcze jednym, jakże ważnym, a mało znanym opinii publicznej froncie zmagań – o wojnie meteorologicznej, równie bezwzględnej i wymagającej ogromnego wysiłku i ofiar, jak ta na polach bitew. Była to wojna bez linii frontowej, bo przecież nie o zdobycze terytorialne ani ich utrzymanie szła gra, jej stawką była wiedza o pogodzie. Prądy atmosferyczne, idące spod bieguna północnego na Atlantyk i Europę, odpowiednio rozeznane przez służby obserwacyjne takie jak “Haudegen” i przekazane szyfrem przez radio, były dla niemieckich generałów jedną z podstawowych przesłanek ich strategicznych decyzji.

Jednostka “Haudegen” nie była, oczywiście, jedyną taką grupą niemiecką w Arktyce. Była natomiast ostatnią tego typu, ulokowaną tam we wrześniu 1944 r. z misją przewidzianą na dwa lata.

Poczynając od 1940 r., Niemcy utrzymywali na dalekiej północy – na Spitsbergenie, na wschodnim wybrzeżu Grenlandii, a także na radzieckiej Ziemi Franciszka Józefa, dziewięć takich stacji. Do tego dochodził uzupełniający system lokowanych na wodach północnych automatycznych sond meteorologicznych, prawdziwych majstersztyków myśli technicznej. Rozmieszczane na dnie morskim przez okręty Kriegsmarine i samoloty Luftwaffe, wypływały o wyznaczonej godzinie, wypuszczając balony z aparaturą pomiarową, by po pobraniu danych automatycznie przesłać je drogą radiową do stacji odbiorczych Wehrmachtu, a następnie ponownie zniknąć w głębinie. Alianci wypłacali wysokie nagrody rybakom za wyłowienie takich sond.

Krążownik HMS Aurora (na zdjęciu) wraz z krążownikiem Nigeria oraz niszczycielami Punjabi i Tartar sformowały Zespół K, i pod dowództwem kadm. Philipa Viana odbyły kilka rajdów na Spitsbergen w celu zniszczenia niemieckich stacji meteorologicznych. 7 września HMS Aurora> i Nigeria przechwyciły u wybrzeża norweskiego mały konwój niemiecki, topiąc eskortujący go szkolny okręt artyleryjski Bremie. Konwój prawdopodobnie płynął z zaopatrzeniem do niemieckich stacji meteorologicznych. / Zdjęcie: uboat.net
Krążownik HMS Aurora (na zdjęciu) wraz z krążownikiem Nigeria oraz niszczycielami Punjabi i Tartar sformowały Zespół K, i pod dowództwem kadm. Philipa Viana odbyły kilka rajdów na Spitsbergen w celu zniszczenia niemieckich stacji meteorologicznych. 7 września HMS Aurora i Nigeria przechwyciły u wybrzeża norweskiego mały konwój niemiecki, topiąc eskortujący go szkolny okręt artyleryjski Bremie. Konwój prawdopodobnie płynął z zaopatrzeniem do niemieckich stacji meteorologicznych. / Zdjęcie: uboat.net

Mimo stosunkowo małych liczebnie sił ludzkich zaangażowanych w owej wojnie meteo była ona równie dramatyczna, obfitująca w bitwy i potyczki, wymagająca kamuflażu, wzajemnego tropienia się, ucieczek i pogoni, klęsk i zwycięstw, udziału tęgich głów uczonych, a także niebagatelnego wysiłku materialnego. Mało tego, tajne lokowanie w Arktyce stacji, ich zabezpieczanie, zapewnianie dostaw zaopatrzenia, ewakuacji w momentach wykrycia przez przeciwnika, angażowało liczne statki i okręty, najczęściej łodzie podwodne, a także samoloty dalekiego zasięgu. W bitwach z tym związanych (bo alianci prowadzili staranne obserwacje, skutecznie tropiąc Niemców) uczestniczyły liczące się siły morskie, włącznie z niszczycielami, łodziami podwodnymi, nawet krążownikami. Stawka w tej wojnie podbiegunowej była przecież ogromna. Bez przesady można by przeliczać na siły dywizji wagę informacji dostarczanych spod bieguna północnego sztabom Hitlera.

Od początku wojny Niemcy zdawali sobie sprawę z ogromnego znaczenia dobrej wiedzy meteorologicznej. Zaraz po opanowaniu Norwegii, w maju 1940 r., wyspecjalizowana jednostka Luftwaffe – eskadra V – rozpoczęła systematyczne loty obserwacyjne na daleką północ. Równocześnie przerobiony na ruchomą stację meteorologiczną statek rybacki “Sachsen” działał w rejonie wyspy Jan Mayen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *