Amerykańskie skrzydła nad europejskimi wodami czyli Amerykańskie lotnictwo morskie w I Wojnie Światowej

Medal Honoru

Na wstępie wyjaśnić należy, że amerykańskie lotnictwo morskie działało również z Porto Corsini w Italii korzystając z włoskich maszyn, zwłaszcza wodnosamolotów kadłubowych, tzw. „latających łodzi” Macchi M 5 i M 8 (jedno i dwumiejscowe odpowiednio). Natomiast tytułowy Medal Honoru, to Congressional Medal of Honor (Medal Honoru Kongresu) będący najwyższym odznaczeniem wojskowym Stanów Zjednoczonych.Do wykonywanych przez amerykańskich lotników zadań należał między innymi zrzut materiałów propagandowych nad terytorium wroga. W dniu 21 sierpnia 1918 r. miał miejsce taki właśnie lot, przy czym zrzut „makulatury” miał nastąpić nie gdzie indziej, a nad bazą c.k. floty Pola (ob. chorwacka Pula). Obiekt ten był silnie broniony przez artylerię przeciwlotniczą oraz lotnictwo myśliwskie, co czyniło postawione zadanie trudnym i niebezpiecznym. Lot wykonać miało sześć maszyn, w tym cztery jednomiejscowe. Niedługo po starcie dwa samoloty zawróciły z przyczyn technicznych, lecz pozostałe kontynuowały lot – wśród ich pilotów znajdowali się Ensign (Ens.) Charles Hazeltine Hammann i Ens. George H. Ludlow, którzy siedzieli za sterami maszyn jednomiejscowych.

Postawione zadanie wykonano zrzucając, mimo silnego ognia artylerii plot., materiały propagandowe nad austro-węgierską bazą, lecz nie był to jeszcze koniec. Oto bowiem na spotkanie przeciwnika wystartowały c.k. samoloty. Doszło do zaciętej walki powietrznej, w  wyniku której Ens. Ludlow, zmuszony był na skutek uszkodzenia silnika wodować (sam też zgłosił zestrzał wroga). Amerykanin „posadził” swój samolot ledwie kilka mil morskich od wejścia do nieprzyjacielskiej bazy. Wydawać się więc mogło, że wojna dla niego jest już praktycznie skończona. Stało się jednak inaczej, oto bowiem Ens. Hammann wodował obok towarzysza broni zabierając go do swej maszyny. Tamten przed „przesiadką” otwarł jeszcze dno kadłuba opuszczanego samolotu. Choć niewielki przecież Macchi był przeładowany mając na pokładzie dwie osoby, to jednak zdołał wystartować i dolecieć do Porto Corsini. Przeciążona maszyna rozbiła się przy wodowaniu, lecz na szczęście obaj Amerykanie odnieśli przy tym jedynie lekkie obrażenia.

G.H. Ludlow w kabinie swojej maszyny, powyżej C.H. Hammann, który go uratował. / Zdjęcie: NH&HC
G.H. Ludlow w kabinie swojej maszyny, powyżej C.H. Hammann, który go uratował. / Zdjęcie: NH&HC

Opisany wyczyn, polegający na uratowaniu drugiego pilota, nie dość, że samolotem jednomiejscowym, to jeszcze sprzed wejścia do nieprzyjacielskiej bazy, przyniósł obydwu lotnikom odznaczenia amerykańskie i włoskie. Ens. Ludlow otrzymał Navy Cross (Krzyż Marynarki) oraz Medaglia di bronzo al Valore Militare (Brązowy Medal Waleczności Wojskowej). Z kolei Ens. Hammann otrzymał Medaglia d’Argento al Valore Militare (Srebrny Medal Waleczności Wojskowej), lecz największym wyróżnieniem dla niego było odznaczenie Congressional Medal of Honor (Medal Honoru Kongresu). Był on przy tym jedynym lotnikiem marynarki, który za swe wyczyny podczas „Wielkiej Wojny” dostąpił tego zaszczytu.

Kończąc ten wątek godzi się jeszcze dodać, że Ens. Hammann miął szczęście na wojnie, ale zabrakło mu go w czasie pokoju. Oto bowiem dnia 14 czerwca 1919 r. zginął w wypadku pełniąc służbę na lotnisku Langley Field (amer. stan Virginia).

Maszyny

Nie ma lotnictwa bez samolotów i dlatego również im należy poświecić kilka słów. Amerykanie musieli, w szczególności na samym początku swych działań, polegać na samolotach udostępnianych im przez sojuszników. Wykorzystywano samoloty francuskie, brytyjskie i włoskie różnych typów i przeznaczenia. Niemniej Amerykanie szybko rozwinęli własną produkcję maszyn na potrzeby lotnictwa morskiego – w  rzeczy samej jeszcze przed przystąpieniem do wojny produkowali samoloty na alianckie zamówienie. Na szczególną uwagę zasługują wielosilnikowe wodnosamoloty kadłubowe (tak zwane „latające łodzie”) Curtissa. Jednym z najszerzej stosowanych typów była łódź latająca Curtissa model H – Curtiss Model H flying boat – produkowana w licznych wariantach. Oryginalnie samolot ten skonstruowano z myślą o przelocie transatlantyckim, lecz do tego z powodu wybuchu wojny nie doszło. Jednak tenże wybuch wojny spowodował, że dla tego typu maszyny znalazło się zapotrzebowanie, wpierw u Brytyjczyków, a później u samych Amerykanów. Łódź latająca model H była dwupłatowcem napędzanym przez dwa silniki, przy czym w zależności od wariantu stosowano różne jednostki napędowe. Uzbrojenie składało się z do czterech km-ów Lewis kal. 7,7 mm oraz dwóch bomb. Ciekawym rodzajem uzbrojenia dla samolotów ZOP było działo bezodrzutowe zwane od nazwiska konstruktora Davis Gun (działo Davisa). Broń ta produkowana była w kilku wersjach i kalibrach, przy czym na samolotach stosowano stosunkowo lekki wariant o kalibrze 37 mm.

Pisząc o  samolotach i  uzbrojeniu nie sposób pominąć ciekawego eksperymentu jakim były amerykańskie prace nad bezpilotowcem. Miał on służyć zasadniczo w  roli „samolotu – pocisku” koncept ten był więc niejako protoplastą współczesnych pocisków manewrujących. Prócz tego eksperymentowano też ze zrzutem ładunku w zadanym punkcie. Rozważano dwa warianty: maszyny zdalnie sterowanej za pomocą fal radiowych oraz wyposażonej w  autopilota. Ta druga metoda kierowania lotem miała być przyjęta, bowiem o ile nie udało się dopracować radiowego zdalnego sterowania, to nadającego się do praktycznego wykorzystania autopilota, który utrzymywał zadany kurs i  pułap, zbudował znany ze skonstruowania żyroskopu Elmer Sperry. Prace nad „samolotem bez pilota” wymagały pokonania szeregu trudności, począwszy od opracowania charakteryzującej się niezawodnością metody startu umożliwiającej maszynie w ogóle wzbicie się w powietrze. Jesienią 1918 r. udało się przeprowadzić kilka lotów, które uznać by można za względnie udane, jednak rozwój bezpilotowca przyhamowało zakończenie wojny. Program prac pod kierownictwem marynarki kontynuowano jeszcze wprawdzie do 1925 r. lecz wówczas definitywnie przerwano. Do kwestii budowy bezpilotowca powrócono dopiero po upływie dziesięciu lat, to już jednak zupełnie odrębna historia.

Zakończenie

Kończąc wojnę lotnictwo U.S. Navy dysponowało około 2000 samolotów, 15 sterowcami, 215 balonami, 27 bazami, a personel liczył 6716 oficerów oraz 30 693 podoficerów i marynarzy. Porównując te dane z liczebnością amerykańskiego lotnictwa morskiego w czasie, gdy USA przystępowały do wojny olbrzymi rozrost jest ewidentny.Warto jeszcze zauważyć, że prócz zawodowców wśród amerykańskich lotników morskich znajdowała się spora grupa entuzjastów, w tym szczególnie zwracali uwagę młodzieńcy rekrutujący się z pośród studentów tak prestiżowych uczelni jak uniwersytet Yale.Dziś działania amerykańskiego lotnictwa morskiego w  „Wielkiej Wojnie” są prawie zapomniane, stojąc w cieniu niewątpliwie wielkich osiągnięć Amerykanów podczas kolejnego światowego konfliktu – szczególnie na Pacyfiku – lecz postawić można tezę, że podwaliny pod późniejsze bojowe sukcesy i współczesna dominację amerykańskich samolotów nad światowymi oceanami zostały położone właśnie sto lat.

Łodzie latające Curtiss HS-1L w bazie Pensacola na Florydzie, 1918 rok. / Zdjęcie: NH&HC
Łodzie latające Curtiss HS-1L w bazie Pensacola na Florydzie, 1918 rok. / Zdjęcie: NH&HC

Bibliografia

Wyen van Adrian O. Naval Aviation in World War I, Washington DC (USA) 1969.

Czasopisma:

„United States Naval Institute Proceedings”,„Sea Power” oraz „Naval Aviation News”, numery różne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *