Demontaż radzieckich okrętów podwodnych

Print Friendly, PDF & Email


Witold RYCHTER


Niegdyś atomowe okręty podwodne były chlubą radzieckiej armii, dzisiaj grożą drugim Czarnobylem. Rosjanie postawili sobie jednak ambitny cel – demontaż przestarzałych okrętów do 2020 roku. Z pomocą państw Zachodu jest to nawet możliwe.

Atomowe okręty podwodne jakie posiadają Rosjanie są pozostałością po radzieckich ambicjach o panowaniu na morzach i oceanach świata. W latach 70-tych i 80-tych ZSRR rozpoczął realizację programu, jak to ujął admirał Siergiej Gorszkow, „potęgi morskiej państwa”. I chociaż nie udało się zagrozić amerykańskiej dominacji morskiej, to zbudowano ogromną armadę okrętów podwodnych o napędzie atomowym.

Od końca lat 80-tych do dnia dzisiejszego, Rosjanie musieli wycofać ze służby około 200 atomowych okrętów podwodnych. Proces ten wynikał z trzech przyczyn: podpisania układu o redukcji broni strategicznych (START I), starzenia się okrętów oraz braku środków dla ich właściwego utrzymania i naprawy. Podczas rozbudowy arsenału podwodnego nie brano pod uwagę kosztów późniejszego utrzymania jednostek, który w tym przypadku jest dość znaczny. Atomowe okręty podwodne to jednostki drogi zarówno w produkcji jak i eksploatacji a pamiętac należy iż utylizacja takich jednostek jest dośc problematyczna bo zawsze pozostaje sprawa co zrobić z reaktorem atomowym.

Dzięki funduszom zachodnim zutylizowano m.in. ten przedział reaktora z okrętu podwodnego
K-436 projektu 705 typu Lira/Alfa / Zdjęcie: bellona.ru
Dzięki funduszom zachodnim zutylizowano m.in. ten przedział reaktora z okrętu podwodnego K-436 projektu 705 typu Lira/Alfa / Zdjęcie: bellona.ru

Atomowe bomby zegarowe

Wycofywanie okrętów ze służby i konieczność ich demontażu unaoczniły kompletny brak przygotowania Rosjan do tego kosztownego procesu, z którym łączyły się kwestie przechowywania odpadów radioaktywnych i paliwa nuklearnego.

W latach 90-tych wobec ogromnego kryzysu wewnętrznego, spowodowanego głównie wyścigiem zbrojeń oraz zaangazowaniem się w wojnę w Afganistanie właściwie jedynie dzięki zagranicznej pomocy udawało się Rosji demontować okręty. Największe pieniądze na ten cel łożyli Amerykanie, w ramach programu „Cooperative Threat Reduction”. Również Norwegowie i Japończycy przeznaczali spore środki dla demontażu, odpowiednio okrętów Floty Północnej i Floty Pacyfiku.

Pomoc płynąca z zagranicy umożliwiała jednak demontowanie zaledwie kilku okrętów rocznie, co było zdecydowanie nieadekwatne do skali problemu. Wolne tempo „czyszczenia” rosyjskich doków w znaczący sposób zwiększało prawdopodobieństwo katastrofy, prowadząc do sytuacji w której okręty, z paliwem nuklearnym wewnątrz reaktorów, oczekiwały na demontaż 10-15 lat. Kraje które przeznacząły środki finansowe dla Rosjan obawiały się iż okręty, które sa pozostawione same sobie korodują i mogą stanowić realne zagrożenie w momencie skażenia promieniotwórczego.

Dodatkowym czynnikiem ryzyka była ogromna skala patologii w rosyjskiej flocie. Rygory bezpieczeństwa były całkowicie zaniedbywane, a komponenty atomowych okrętów, kawałek po kawałku, rozkradali sami żołnierze. Dochodziło do kuriozalnych sytuacji, jak np. w 1996 roku, gdy omal nie doszło do stopienia reaktora jednego z okrętów Floty Północnej oczekującego na demontaż, ponieważ elektrownia odcięła, za nieopłacone rachunki, dopływ prądu do doku, w którym znajdował się okręt.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *