Demontaż radzieckich okrętów podwodnych
Pomagać, czyli płacić
Większy strumień zagranicznych pieniędzy zaczął płynąć do Rosji dzięki inicjatywie jaką podjęto na szczycie G8 w Kananaskis (Kanada), w czerwcu 2002 roku. Przedstawiciele najbogatszych państw świata ogłosili wówczas „Globalne Partnerstwo Przeciwko Rozprzestrzenianiu Broni i Materiałów Masowego Rażenia”. U podstaw tej inicjatywy leżał atak terrorystyczny na USA i rosnąca obawa przed wykorzystaniem przez terrorystów broni nuklearnej.
Pierwszym celem wspólnego działania miało być zabezpieczenie materiałów radioaktywnych i instalacji nuklearnych na terenie byłego ZSRR; jako jeden z priorytetów wymieniono demontaż rosyjskich okrętów podwodnych o napędzie atomowym.
Efekty „globalnego partnerstwa” były widoczne już w roku następnym, kiedy Rosjanom udało się zdemontować rekordowo wysoką liczbę 10 okrętów atomowych. Z roku na roku rośnie pomoc z zagranicy, a do najhojniejszych darczyńców należą Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Niemcy i Kanada. Dzięki temu wsparciu udaję się Rosjanom demontować więcej okrętów (w 2006 roku – 18, w 2007 – 15). Stąd też optymistyczne prognozy Rosjan co do szybkiego uporania się z demontażem okrętów. Szef Rosatomu (rosyjskiej agencji atomowej), Siergiej Kriwienko, zapewnił ostatnio, że Rosja zdemontowała już 145 ze 197 postradzieckich okrętów podwodnych, a cały proces zostanie na pewno zakończony do 2010 roku.
Niemcy idą z odsieczą
Niemiecki dziennikarz Michael Schmidt przez 12 lat regularnie odwiedzał Murmańsk niedostępny dla cudzoziemców i Rosjan (poza mieszkańcami i pracownikami). Relacjonował dla niemieckiej telewizji NDR to jak niemieccy specjaliści pomagali Rosjanom w utylizacji atomowych okrętów podwodnych oraz innych obiektów radioaktywnych, w które obfituje ten zamknięty rejon.

Chodziło według Michaela Schmidta o 120 okrętów z reaktorami jądrowymi i zużytym paliwem jądrowym na pokładzie, które zostały wycofane z radzieckiej marynarki i zakotwiczone w pobliżu ludzkich osad na Półwyspie Kolskim.
– To co zobaczyłem, kiedy tam przyjechałem po raz pierwszy (początek lat 2000-red), wprowadziło mnie w stan szoku. Atomowe łodzie podwodne z rakietami jądrowymi na pokładach, to dostatecznie groźny rodzaj broni. A jeżeli widzisz jak ich resztki dosłownie gniją w Morzu Barentsa, na północ od Murmańska; jak kołyszą się ich przerdzewiałe korpusy, to jest to widok wstrząsający. Przy czym szokiem było też to, że nikogo ten stan nie niepokoił. Obraz przygnębiający, a brak jakiejkolwiek ochrony po prostu przestraszał. A rzecz idzie przecież nie o jednym, dwóch wrakach, ale o 120 sowieckich i rosyjskich łodziach podwodnych, które pilnie trzeba było utylizować. Można sobie tylko wyobrazić, ile tam było radioaktywnych odpadów – opowiadał Schmidt.
I dziś pewnie mielibyśmy wielką katastrofę ekologiczną w tamtym rejonie, gdyby nie niemiecki projekt wykonany i w większości sfinansowany przez Niemców. Uczestniczyła tam m.in. firma EWN -Energiewerke Nord spod Maklenburga, która zbudowała w Sajda-guba nabrzeżne składowisko nisko promieniotwórczych odpadów, gdzie składowane jest wszystko od szmat z okrętów do napromieniowanych metalowych części. Niemieccy specjaliści zbudowali też kompleks klimatyzacji i długoterminowego przechowywania radioaktywnych odpadów utylizowanych z okrętów podwodnych (czasowo na 70 lat). Został on oddany do użytku w 2015 r. Powstał też wielki mogilnik z radioaktywnymi resztkami paliwa, smarów itp. Nie tylko z okrętów podwodnych ale i całego Półwyspu Kolskiego. To na nim jest największe zagęszczenie atomowych reaktorów na świecie. Każdy z projektów kosztował Niemców ok. 300 mln euro.
– Dla polarnej Rosji to była ogromna ulga. Zrobiono bardzo wiele dla środowiska tego regionu. Na wielu okrętach Rosjanie, zanim je porzucili, zostawili tak zwane strefy aktywne radiologicznie, reaktory jądrowe, paliwo jądrowe. Wszystko to zostało usunięte i zmagazynowane. To ważne nie tylko dla Rosji ale i całej Europy – dodaje dziennikarz.
Ujawnia też, że Rosjanie wcale nie chwalą się, iż to praktycznie Niemcy zbudowali i wyposażyli kompleks. Szef Instytutu Kurczatowa pochwalił się Władimirowi Putinowi nowym kompleksem pod Murmańskiem, nie wspomniawszy, że to niemiecka technologia i 600 mln euro niemieckich pieniędzy.
Propaganda rządowa pokazuje same sukcesy Putina w odniesieniu do modernizacji floty podwodnej nie pokazując jednocześnie jakie problemy na Marynarka Wojenna Rosji z utylizacją starych, wycofanych ze służby jednostek. Media państwowe skrupulatnie dbają o poprawny przekaz i nikt się tą tematyką nie zajmuje.

Schmidt ostrzega w ostatnim rozdziale swojej książki zatytułowanym „Nowa Ziemia” (kolejna atomowa zamknięta enklawa postsowiecka), że Rosja to tykająca bomba ekologiczna. U wybrzeży wyspy Nowej Ziemi Sowieci zatopili ok. 24 tysięcy ton napromieniowanych obiektów, wśród nich całe okręty podwodne. Dziennikarz wspomina iż szczególnie niebezpieczna jest historia związana z zatopieniem okrętu K-27 w 1968 r, gdzie doszło do awarii reaktora i skażenia śmiertelnego 9 członków załogi.
– Podobny okręt Rosjanie zatopili w Morzu Karskim w 1982 r. Nikt nie wie w jakim stanie są teraz. Rosyjski rząd wystąpił o pomoc do Komisji Europejskiej. Do końca sierpnia zakończy się faza projektowa i przygotowawcza. Co będzie się działo potem? Dziś nie jest to jasne.
Najdziwniejsze jest to iż Rosjanie budują nowe okręty podwodne przeznaczając na ten cel znaczne środki jednocześnie wydając skromne kwoty na utylizację starych okrętów podwodnych.