„Czarni Książęta” Zimnej Wojny część II

Print Friendly, PDF & Email

„Na krótkiej smyczy”

Na przełomie lat 60. i 70. okręty proj. 671 przystąpiły do pełnienia służby bojowej. Pierwszy dowódca K-38 kapitan 2 rangi E.D. Czernow tak wspomina swoją pierwszą służbę bojową na Morzu Norweskim: „Szliśmy wzdłuż norweskiego wybrzeża, udało się wykryć kilka norweskich klasycznych  okrętów  podwodnych. K-38 idzie w  położeniu podwodnym. Akustyk melduje o wykryciu celu: okręt podwodny – prawdopodobnie, norweski – pod Dieslami ładuje baterie. Zaczynamy po cichu podkradanie się, określamy elementy ruchu (cel – porusza się małą prędkością). Podchodzimy dostatecznie blisko, i nagle cel przepada… Lustrujemy powierzchnię morza – nikogo nie ma. Ostatecznie klasyfikujemy cel jako diesel-elektryczny okręt podwodny typu «Kobben». I tak jeszcze kilka razy…”

Uszkodzony K-53 w drodze do Siewieromorska. / Fot. zbiory B. Ajzenberga
Uszkodzony K-53 w drodze do Siewieromorska. / Fot. zbiory B. Ajzenberga

W 1969 r. swoje pierwsze służby w Oceanie Atlantyckim zaliczyły K-69K-147. Ten ostatni, jako pierwszy z okrętów podwodnych drugiego pokolenia zawitał na Morze Śródziemne i śledził ponad 29 godzin obcy AOP.

Dekadę później 671-ki trafiły na Ocean Indyjski. W 1979 roku wybuchła rewolucja w Iranie i obalono szacha, a wraz z nim wpływy w  kraju stracili amerykanie. ZSRR szybko zareagował na te wydarzenia wysyłając do Zatoki Perskiej na okres pół roku K-38K-481. W zatoce przebywało w tym czasie ponad 50 jednostek U.S. Navy. Radzieckie jednostki nieustannie podążały za amerykańskimi okrętami w pełnej gotowości do użycia broni. Okręty miały po dwie załogi na zmianę, które przebywały na okręcie zaopatrzeniowym Berezyna. Mimo to warunki pełnienia służby były bardzo trudne z uwagi na tropikalny klimat. Temperatura w przedziałach siłowni sięgała 60-70 stopni C, a w pomieszczeniach mieszkalnych dochodziła do 40-50 stopni. Do tego panowała jeszcze wysoka wilgotność powietrza. Urządzenia i agregaty nie przystosowane do pracy w tropikach notorycznie się psuły, klimatyzacja nie działała.

Uszkodzony dziób K-53 (typu Victor I) po zderzeniu z radzieckim zbiornikowcem Bratstwo w czasie forsowania Cieśniny Giraltarskiej 18 września 1984 roku. Górna krawędź cylindrycznego ułożonych hydrofonów transformatora sonaru niskiej częstotliwości jest widoczna poniżej wyrzutni torped. Okręt musiał skorzystać z pomocy pływającego warsztatu PM-24, później udał się na remont do kraju. / Fot. U.S. Navy, grzecznościowo John Jordan
Uszkodzony dziób K-53 (typu Victor I) po zderzeniu z radzieckim zbiornikowcem Bratstwo w czasie forsowania Cieśniny Giraltarskiej 18 września 1984 roku. Górna krawędź cylindrycznego ułożonych hydrofonów transformatora sonaru niskiej częstotliwości jest widoczna poniżej wyrzutni torped. Okręt musiał skorzystać z pomocy pływającego warsztatu PM-24, później udał się na remont do kraju. / Fot. U.S. Navy, grzecznościowo John Jordan

Trudności nie zraziły dowództwa sowieckiego i  w  sierpniu 1980  r. kolejna para okrętów: K-369 (kapitan 3 rangi W.N. Kisielew) i K-289. załoga rezerwowa (kapitan 2 rangi A.K. Urajew) ze składu 3 dywizji oraz K-517 proj. 671 RT (kapitan 2 rangi R.Z. Czebotariewskij) i załoga rezerwowa (kapitan 2 rangi A.I. Czulimow) – z 33. Dywizji została posłana w ten rejon.

Główne zadanie AOP proj. 671, bez względu na rejon służby, polegało na wykrywaniu i jak najdłuższym śledzeniu obcych OPARB. Zadanie było trudne do wykonania, ponieważ najpierw przeciwnika trzeba było odnaleźć a następnie tak go śledzić aby nie miał o tym pojęcia. Wymagało to używania wyłącznie pasywnych środków śledzenia. Podążając za obcą jednostką trzeba było niemal natychmiast reagować na jej każdą zmianę kursu lub prędkości. Najmniejsza pomyłka w ocenie sytuacji mogła doprowadzić do zderzenia i katastrofy.

Dowództwo radzieckie było ciągle niezadowolone z efektów śledzenia podwodnego przeciwnika. Kontaktów z obcymi jednostkami było zbyt mało a czas śledzenia niezbyt długi. Przyczyną tak kiepskich rezultatów okazała się „głuchota” radzieckich jednostek. Po prostu środki techniczne okrętów proj. 671 wytwarzały takie zakłócenia, że stacje hydrolokacyjne niczego nie słyszały.

Porównując dane uzyskane w czasie śledzenia z danymi wywiadu wyjaśniło się, że praktycznie cały niemal czas to nie Amerykanie mieli „ogony”, ale radzieckie okręty podwodne znajdowały się na amerykańskim celowniku.49

Dowództwo radzieckie nie widząc możliwości zniwelowania amerykańskiej przewagi technicznej wpadło na iście szatański pomysł. Nowa taktyka ochrzczona nazwą „krótkich cugli” polegała na utrzymywaniu przez śledzącą jednostkę niezwykle krótkiego dystansu za „zwierzyną”. Zaowocowała ona dziesiątkami przypadków zderzeń okrętów pod wodą. Jeden z nich opisuje w swoich wspomnieniach E.D. Czernow dowódca K-38: „Śledzenie amerykańskich AOP z naszą techniką było niebezpiecznym zajęciem. Zasięg wykrywania naszych GAK w trybie pasywnym był niewielki, dlatego śledzenie odbywało się „na krótkiej smyczy”, i nie mogliśmy śledzić z daleka jak to robili amerykanie (ale nie zawsze). […] W czasie jednej ze służb w 1974 roku, załoga K-306) dowódca kapitan 1 rangi Guriew, starszy na pokładzie – kapitan 1 rangi Gaszkiewicz) wykrył amerykański OPARB «Patrick Henry». Dowódca rozpoczął śledzenie i, żeby mieć stały kontakt hydroakustyczny, podchodził na minimalną możliwą odległość. Jednak w pewnym momencie nie potrafił utrzymać dystansu, i w rezultacie nastąpiło zderzenie, które zakończyło się dość szczęśliwie – oba okręty powróciły do swoich baz”.50

Tylko opatrzności bożej zawdzięczamy, że ta zabawa w kotka i myszkę nie skończył się wielka tragedią. Wystarczy przypomnieć, że tylko jedna 3. Dywizja miała na swoim koncie zderzenia z trzema amerykańskimi jednostkami (w tym z wspomnianym wyżej „rakietowcem” Patrick Henry) i jedną brytyjską.

Operacje „Aport” i „Atrina”

Jednym z  ciekawszych epizodów w  służbie „Czarnych Książąt” był ich udział w operacjach „Aport” i „Atrina”. 29 maja 1985 roku cztery okręty projektu 671RTM: K-299, K-324, K-488K-502 (nieco  później dołączył do nich K-147) opuściły po kryjomu bazę w  Zapadnoj Licy i skierowały się na Atlantyk w okolice Ławicy Nowofundlandzkiej. Tak rozpoczęła się operacja „Aport”. Zadaniem piątki „Victorów” było niepostrzeżenie pokonać rubieże pop państw NATO i wydostać się na otwartą przestrzeń Atlantyku. Tutaj miały wyśledzić pozycje amerykańskich OPARB, a  także rozpoznać taktykę lotnictwa zop USA. Mimo zachowania tajności misji amerykanie dostrzegli wyjście zespołu AOP, ale wkrótce stracili z nim kontakt. Mimo rozwiniętych na dużą skalę poszukiwań w trzech sektorach: Bermudzkim, Azorskim i Kanadyjskim, radzieckie jednostki nie zostały odnalezione. Tymczasem „Victory” realizowały swoje zadanie, np. K-324 trzykrotnie nawiązał kontakt hydroakustyczny z AOP USA i utrzymywał je łącznie przez 28 godzin. Inny okręt zespołu – K-147 (d-ca kapitana 2 rangi W.W. Nikitin) przez 6  dób śledził amerykański OPARB Simon Bolivar (SSBN-641) wykorzystując w tym celu akustyczne i nieakustyczne środki wykrywania. Amerykanom udało się wyśledzić tylko K-488, ale było to już po zakończeniu operacji, kiedy „Victor” wracał do bazy.51

K-298 projektu 671 RTM (Victor III) w jednej z baz na Północy, lata 80. / Fot. zbiory Siergieja Bałakina
K-298 projektu 671 RTM (Victor III) w jednej z baz na Północy, lata 80. / Fot. zbiory Siergieja Bałakina

——————–

49 E.D. Czernow, s. 42.

50 tamże, s. 21.

51 A.S. Pawłow; Podwodnyje łodki…, s. 19.

Zobacz też:

Australia może stać się główną bazą dla amerykańskich okrętów podwodnych

Ciekawostka historyczna – Okręt podwodny bez torped

Atomowy okręt podwodny HMS Anson opuścił stocznię w Barrow w Furness

„Czarni Książęta” Zimnej Wojny – część I

Deutschland – podwodny statek handlowy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *